Nie ma co, o stabilnej sytuacji trudno dziś mówić. Mogło się wydawać, że niedługo wyjdziemy na prostą po zakończeniu pandemii, ale zaraz sytuacja jeszcze bardziej się zaogniał przez wojnę w Ukrainie, a teraz odczuwamy skutki gospodarcze tych wydarzeń. Niestety, inflacja jest dwucyfrowa, oszczędności nadal oprocentowane fatalnie, a podniesienie stóp procentowych tylko podniosło raty kredytów i obciążyło gospodarstwa domowe. Jak inwestować, by nie stracić kapitału?

Tylko nadwyżki

Kwestia pierwsza to odróżnienie oszczędności od nadwyżek. Oszczędności to te pieniądze, które potrzebne nam są w razie tzw. czarnej godziny, trudnych czasów, czy jak tam chcemy to określać. To kilka tysięcy, które przyda się w razie, gdyby popsuł się nam samochód, czy musielibyśmy naprawić pralkę, ale to nie wszystko. Potrzebne nam też pieniądze na utrzymanie przez jakieś pół roku, w razie gdybyśmy stracili pracę. To oszczędności i tych nie powinniśmy nawet próbować inwestować. Wszystko ponadto, to nadwyżki, a te powinniśmy zainwestować, aby przynosiły nam zyski.

Dywersyfikacja

To nic innego, jak zróżnicowanie struktury swojego portfela. Proste, chodzi o to, aby wszystkie jajka nie trafiły do jednego koszyka, jak mawiały nasze babki, idąc na targ. Nigdy nie inwestujmy w jeden rodzaj produktu, a dokładnie przemyślmy, w co chcemy ulokować pieniądze i wybierzmy kilka rodzajów lokowania kapitału. Więcej, rozproszmy inwestycje w czasie. To kolejny rodzaj dywersyfikacji, rozciąganie je w czasie, czyli stopniowe, na przykład kwartalne dokupowanie poszczególnych produktów. W ten sposób uśredniamy cenę poszczególnych kategorii inwestycji.

Co nam daje dywersyfikacja?

Dywersyfikacja ma mnóstwo zalet, przede wszystkim daje nam elastyczność w dostępie do naszych pieniędzy. Jeśli ulokujemy oszczędności na koncie lub lokacie, niewiele zarobimy, ale za to będziemy mieć natychmiastowy dostęp do pieniędzy. Wtedy nasze nadwyżki mogą spokojnie pracować nawet przez kilkanaście lat. Kolejna zaleta dywersyfikacji to minimalizacja ryzyka. Lokując w kilka rodzajów instrumentów, zyskujemy pewność, że gdy jedna inwestycja straci, to druga zyska, a więc w sumie „wyjdziemy na swoje”. Nie dość na tym, w zależności od naszej sytuacji, także tej psychicznej i naszego aktualnego nastroju, możemy dowolnie kształtować poziom ryzyka. Dywersyfikacja daje nam także poczucie, że mamy na coś wpływ, bo sami zarządzamy inwestycjami i sami kształtujemy swój portfel.

Od czego zacząć?

Zasada, z której musimy zdawać sobie sprawę, jest taka, że nie da się jednocześnie zmaksymalizować zysków, jeśli chcemy zminimalizować ryzyko. Dlatego to nasz wybór i musimy wiedzieć, czego chcemy: dużo zyskać, ale być może stracić czy zarobić wystarczająco, ale potencjalnie mniej niż byśmy mogli. Tu w grę wchodzi określenie naszego ryzyka inwestycyjnego. W końcu zawsze znajdą się tacy, którzy wolą się zaasekurować (to dla nich jest dywersyfikacja) i ci, którzy wolą dreszcz adrenaliny i godzą się ze stratą.

Prosta dywersyfikacja

Są proste i łatwo dostępne instrumenty, wystarczy tylko rozdzielić pośród nie, swój kapitał. Zacznijmy od kont, oprocentowanych promocyjnie, które wymagają od ans fatygi rozłożenia pieniędzy między różnymi bankami, bo zwykle promocyjne oprocentowanie limitują kwoty. Kolejna dywersyfikacja to waluty, szczególnie te, uznawane za bezpieczne przystanie, czyli dolar amerykański, frank szwajcarski i euro. Długoterminowo, dobra inwestycja to złoto, bo kruszce dają gwarancje wzrostu w czasie. Uzupełnienie portfela, które go dobrze stabilizuje to obligacje skarbowe. Z kolei ryzykowne, ale zyskowne pomazanie pieniędzy to giełda i akcje. Dla przygody i dreszczyku adrenaliny warto skierować swoje oczy w inwestycje alternatywne.