Nie ma co się oszukiwać, banki od dłuższego czasu robią z nas… powiedzmy delikatnie, idiotów, którzy nie potrafią liczyć i nie zwracają uwagi na zmiany stóp procentowych. Naprawdę trzymanie pieniędzy na tych żałośnie oprocentowanych kontach, zaczyna być co najmniej przykre. Promocje, w stylu 2 czy 3% i to pod określonymi warunkami np. dla nowych środków to jakiś żart.
Tylko, co innego, jest tak bezpieczne?
Tak, głównym argumentem, który utrzymuje nasze pieniądze w bankach, jest bezpieczeństwo. W końcu nawet dziecko wie, że równowartość stu tysięcy euro jest gwarantowana i to niezależnie od tego, co dziej się w danym banku, czy w ogóle na świecie. Wszelkie inne instrumenty finansowe, które pozwalają na osiągnięcie wyższego dochodu, są już ryzykowne. W końcu inwestowanie zawsze wiąże się z ryzykiem utraty obiecanych odsetek, a często nawet części czy całości kapitału. Wyjątkiem są obligacje skarbowe.
Gwarant to skarb państwa
Zdecydowanie uproszczając sprawę, obligacje skarbowe to papiery wartościowe, które wystawia i gwarantuje za nie państwo, w naszym przypadku, polskie i które są emitowane, żeby państwo mogło pozyskać kapitał. Innymi słowy, my pożyczamy skarbowi, a on w zamian daje nam gwarancję zwrotu pieniędzy wraz z ustalonym na początku oprocentowaniem. Proste, prawda? Nie mamy tu wiec do czynienia z żadnymi innymi gwarancjami, jak te państwowe. Inwestowanie w obligacje jest banalnie proste: wystarczy 100 złotych, bo tyle kosztuje najmniejsza jednostka, nie trzeba mieć specjalnego konta, cena obligacji jest niezmienna, niezależnie od ilości, jaką chcemy kupić i praktycznie od początku wiemy, za ile zostaną od nas wykupione.
Czy to bezpieczne?
Nic, ale to nic na świecie nie jest całkowicie bezpieczne, choć szanse na to, aby państwo nie miało pieniędzy, by je od nas wykupić, są raczej nikłe. Nie znaczy to oczywiście, że nie może się tak stać, bo takie przypadki maiły miejsce w niedawnej historii. Mowa tu o Grecji, Cyprze czy Argentynie. Z drugiej strony, Ukraina, choć pogrążona w chaosie wojny to jednak sprawnie obsługuje swoje zadłużenie i obligacje wykupuje. Za większe zagrożenie należy uznać galopującą inflacje, bo jeśli ta będzie dalej rosła to nawet jeśli nie nastąpi krach systemy to zwyczajnie, żadne oprocentowanie nie wynagrodzi na spadku wartości polskiej waluty. Tylko, jak w przypadku każdej innej inwestycji, trzeba ja uważnie obserwować, po to, by wcześnie się z niej wycofać. W przypadku każdej obligacji o wartości nominalnej 100 złotych daje to stratę w postaci siedemdziesięciu groszy. Jeśli zdecydujemy się na kilka lat oszczędzania, strata nie będzie odczuwalna, w przypadku, gdy rozmyślimy się szybko, już ja dostrzeżemy.
A co z zyskami?
Na rynku dostępnych jest kilka rodzajów obligacji, przy czym za najbardziej opłacalne należy uznać obligacje rodzinne. Z założenia przeznaczone są one dla tych, którzy pobierają świadczenie 500+ i możne w nie zainwestować dokładnie tyle, ile się pobrało z tego tytułu. Inwestycja zamraża nasz kapitał na sześć lub dwanaście lat, ale mamy szansę na zarobienie aż 14% na odsetkach. To dość realna ochrona przed inflacją. Oczywiście, nie każdy ma dziecko czy też może nie każdy ma małe dziecko. Tym, którzy nie pobierają zasiłku, pozostają obligacje antyinflacyjne, których oprocentowanie wyliczane jest od drugiego roku posiadania depozytu na podstawie oficjalnej inflacji, liczonej przez GUS. W tym przypadku kapitał wpłacamy na cztery lub dziesięć lat. Ten dłuższy okres to już myślenie o emeryturze, bo możemy liczyć na zysk na poziomie 13,14%.